Czy polska wyszukiwarka semantyczna wyprze Google.pl?

To by było coś! Polscy naukowcy pracują nad wyszukiwarką, która stanowić miałaby konkurencję dla Google.pl. Wrocławscy uczeni buńczucznie zapewniają, że plan jest realny, a Google też było kiedyś „tylko projektem naukowym”. Walka toczy się o palmę pierwszeństwa na polu wyszukiwania semantycznego, co wymaga krótkiego wyjaśnienia.

Wyszukiwanie semantyczne to takie trochę złoty Graal wyszukiwarek – czyli dostarczanie użytkownikom najwyższej jakości wyników wyszukiwania na zapytania nie tylko dzięki słowom kluczowym, ale przede wszystkim na podstawie badania i komputerowego rozróżniania relacji między słowami. Google sprawę zna i głowi się nad tym od dawna – najlepszym tego dowodem są kolejne algorytmy, jak choćby Koliber (ang. Hummingbird) – który zdaniem wielu jest krokiem właśnie w stronę wyszukiwania semantycznego. Wszystko po to, żeby wyniki wyszukiwania były jak najbardziej trafione i precyzyjne, po prostu mądrzejsze.

Co to znaczy dla nas, twórców stron? Znaczy to tyle, że Google patrzy i srogo ocenia nieetyczne działania SEO, a bazowanie na słowach kluczowych jest co najmniej ryzykowne – jedyne co nam zostaje to troska o jakość i różnorodność publikowanych treści. Takie ukierunkowanie działań sugerowały już zresztą poprzednie algorytmy: Panda i Pingwin. Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Co jednak w związku z tym kombinują polscy naukowcy? Nekst – tak ma się nazywać nowa polska wyszukiwarka internetowa. Pracują nad nią specjaliści od sztucznej inteligencji z Politechniki Wrocławskiej, lingwiści z Uniwersytetu Wrocławskiego oraz naukowcy Polskiej Akademii Nauk. Jak zapewniają – Nekst ma rozumieć znaczenie słów. W praktyce ma to wyglądać tak, że użytkownik wpisze pytanie, które program zrozumie i wybierze polskie teksty z internetowego zasobu, które będą najlepiej na nie odpowiadały. Na tę odpowiedź będziemy musieli chwilę poczekać – od kilkunastu sekund do kilku minut, czego przyczyną są zrozumiałe ograniczenia obliczeniowe.

Prace nad wyszukiwarką zaczęły się w 2010 roku, premiera zapowiedziana jest na wiosnę. Okazją do debiutu i udostępnienia Nekstu użytkownikom ma być zakończenie skanowania połowy polskojęzycznych dokumentów dostępnych w internecie. Sprawa jest poważna, bo w sumie jest ich około miliarda. Najbardziej optymistyczny plan zakłada zeskanowanie całości i bieżące aktualizowanie danych oraz powstanie wyszukiwarki obrazów.

Podstawą wyszukiwarki ma być Słowosieć – twór wcale nie nowy, doceniany przez samego Google i wykorzystywany przez Google Translator. Pod tą do bólu polską nazwą kryje się WordNet języka polskiego, czyli rodzaj sieci semantycznej, która odzwierciedla jego system leksykalny: słowa, ich znaczenia i różnorodne relacje między nimi. Wordnety służą automatycznej analizie tekstu.

Aktualna Słowosieć 2.0 stworzona została przez zespół badaczy z Wydziału Informatyki i Zarządzania Politechniki Wrocławskiej. Debiutowała już niemal rok temu.  To pierwszy tak duży słownik języka polskiego, drugi co do wielkości WordNet na świecie, po słynnym Wordnecie z Princeton. Co oznacza „duży” w tym wypadku? Słowosieć tworzy pajęczynę ponad 106 tys. wyrazów, 158 tys. różnych znaczeń – połączonych ponad 440 tys. relacji.

Czyli jest niezła baza do pracy nad wyszukiwarką, co będzie dalej? Zobaczymy i patriotycznie trzymamy kciuki.

Facebook podsumowuje i zapowiada nowości

Aż trudno w to uwierzyć – Facebook obchodzi 10-lecie. Obchodzi na bogato, czyli podsumował dotychczasowe dokonania i zapowiedział nowości.

Zapowiedzi wyglądają interesująco, choć żadna z nich tak naprawdę nie jest nowością – wszystko jakieś dziwnie znajome.

Po pierwsze, Twitterem trącająca opcja „Trendy„. Pojawić się ma to nad boksem informującym o potencjalnych znajomych i zawierać ma odnośniki do najczęściej pojawiających się tematów. Od Twittera różnić się ma dodatkowym opisem. Oczywiście, wszystko ma być dopasowane do indywidualnych preferencji i zainteresowań użytkownika. Pożyjemy, zobaczymy, istnieją podejrzenia, że będzie to broń masowego rażenia i świetne źródło wiedzy dla reklamy.

Po drugie, Facebook planuje zmasowany atak aplikacji mobilnych. Jeszcze w tym miesiącu pojawić się ma Facebook Paperczytnik RSS zintegrowany z serwisem. Ta integracja różnić ma Paper od istniejącego już na rynku programu Flipboard. Warto zauważyć, że niektóre zagraniczne serwisy podając tę informację, często przesuwają akcent z Facebooka na Flipboard własnie, czyli nie „nowa aplikacja FB„, tylko „powstaje coś podobnego do Flipboard„. Różnice jednak mają być wyraźne, jak zapowiada Facebook.  Treści, ukazujące się w postaci wirtualnego czasopisma, skoncentrowane mają być na linkach udostępnianych przez użytkowników.

The Verge donosi, że w następnej kolejności zadebiutować ma zintegrowany z serwisem kalendarz, a potem mobilny system płatności i wyszukiwarka bazująca na mechanizmie Graph Search. Część z tych planów Mark Zuckerberg ujawnić ma podczas swojego wystąpienia na targach MWC w Barcelonie, które rozpoczną się 24 lutego br.

Nie jest to pierwsza próba zaistnienia Facebooka na rynku aplikacji mobilnych, zobaczymy, jak pójdzie mu tym razem.

A skoro mowa o innych, starszych inicjatywach: z okazji 10-lecia Facebooka irlandzka firma marketingowa DPFOC opublikowała infografikę prezentującą na osi czasu losy amerykańskiego giganta. Dowiedzieć się z niej można wielu ciekawych rzeczy. Osobiście za najciekawszy wątek uznałam fragment „Fake Facebook”. Czy wiedzieliście, że co dziesiąte konto na FB to fake? Czy wiecie, ile kont należy do zmarłych użytkowników? Jak myślicie, ile jest profili, których jedynym zadaniem jest sianie SPAMu?

Odpowiedzi na te i wiele innych pytań poniżej:

dpfoc-facebook-10y-infographic

Najlepsze nowe narzędzia analityczne SEO – 2013

Koniec roku, początek nowego, czyli rankingi, podsumowania, zapowiedzi, najlepsze, najgorsze, najbardziej obiecujące, najbardziej wyczekiwane… Wiadomo, że złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, czyli nawet najlepsze narzędzia SEO w niesprawnych rękach cudów nie zdziałają, ale warto rzucić okiem na to, co nam rynek oferuje i jaki pogląd ma na tę sprawę branża.

Przede wszystkim: co decyduje o tym, że narzędzie SEO uważamy za skuteczne? Oczywiście, statystki zarządzanej przez nas strony lub blogu. Czego oczekujemy od narzędzi?

O skuteczności pozycjonowania powinno nas informować samo narzędzie: raportowanie to podstawa, na czymś w końcu musimy bazować podejmując decyzje. Obojętne czy potrzebujesz raportu ze zdobytych linków w ciągu ostatnich miesięcy czy statystyk słów kluczowych w wynikach wyszukiwania – raporty z najlepszych narzędzi SEO mogą być dostosowywane do indywidualnych potrzeb. Dobre narzędzie SEO oceni Twoje dotychczasowe działania i wskaże obszary wymagające wytężonej pracy. Bardziej obrazowo: dobre narzędzie SEO za rękę przeprowadzi Cię po meandrach pozycjonowania, wskaże pułapki i dopilnuje, żebyś szedł właściwą ścieżką.

Linki na poziomie budują moc Twojej strony. Dobre narzędzie SEO powinno wskazywać godne zaufania i zainteresowania strony stanowiące źródło takowych linków. Dobre narzędzie wskaże też bezbłędnie, kto linkuje do naszej strony.

Silne wsparcie w sprawie słów kluczowych – to też zadanie narzędzia SEO. Dobre narzędzie czyta w myślach osób, które powinny trafić na Twoją stronę. Nie pytaj jak, najważniejsze, że niektórym narzędziom to naprawdę wychodzi. Jeśli używasz słów bez potencjału i rzeczywistego wpływu na pozycjonowanie, narzędzie Ci o tym powie stanowczo.

Dobre narzędzie SEO prześwietli Twoją konkurencję lepiej niż bramka na lotnisku. Wskaże, w jaki sposób konkurencja buduje swoją pozycję i podpowie Ci, jak przekuć ich sukces w Twój.

SEO to temat złożony, problemów dostarcza wielu, bardzo różnorodnych. Dobre narzędzie powinno być powiązane z dobrym helpdeskiem, zapleczem informacyjnym, wsparciem dostępnym chociażby w mediach społecznościowych.

Pytanie: które z dostępnych narzędzi spełnia takie warunki?

TopTenREVIEWS stworzyło ranking następujący:

1. Moz

2. Raven Tools

3. Web CEO Online

4. HubSpot

5. SEO PowerSuit

6. SEMrush

7. Advanced Web Ranking

8. Upcity

9. Traffic Travis

10. Market Samurai

ispro_toptenreviews_narzedzia_SEO

 

Narzędzia Moz polecane są nie tylko przez TopTenREVIEWS. Keyword Difficulty Tool w Moz.com sugerowany jest jako dobre rozwiązanie do obsługi słów kluczowych przez creativebloq.com, obok Bing Webmaster Tools i SEMrush. W tej samej publikacji znaleźć można ekscytujące zapowiedzi: Grepwords i Searchmetrics, które pracuje na własnym algorytmie. Pamiętać należy, że wciąż mówimy o wsparciu w obszarze słów kluczowych. Do monitorowania sytuacji na froncie polecany jest bardzo wszechstronny Getstat i Advanced Web Ranking. Do obsługi i analizy linków sugerowane jest korzystanie z Check My Links i Scraper oraz kolejnej pozycji ze stajni MOZ: Majestic SEO.

Pokusić się można o stwierdzenie, że bez względu na to, czy szukamy narzędzia kompleksowego czy raczej mocno wyspecjalizowanego, wszystkie rankingi odeślą nas do MOZ. Potwierdza to poweredbysearch.com, który w zestawieniu 10 najlepszych płatnych narzędzi SEO umieścił wspomniane już Majestic SEO i SEOmoz PRO. W TOP 10 znaleźli się też Raven Tools, Advanced Web Ranking, SEMrush – rankingowi wyjadacze, ale również: WordTracker, SEO PowerSuit, Ahrefs, BuzzStream oraz Whitespark.

A Wy z czego korzystacie?

 

 

 

 

 

 

 

 

Google zacieśnia więzy

To się dzieje na naszych oczach, proszę państwa. Dzień po dniu, systemem małych kroków, ale nieodwracalnie – Google integruje wszystko, co tylko się da, jak Google+ z YouTube, zmienia i  kombinuje, jak choćby z Hangoutem… Teraz przyszła pora na jeszcze poważniejsze zaciśnięcie więzów G+ i Gmaila. Opinie są podzielone, ze wskazaniem na negatywne – ale po kolei.

Mądre głowy z Mountain View doszły do wniosku, że ułatwieniem dla użytkowników zarówno Gmaila, jak i Google+ będzie umożliwienie wysyłania maili do osób, które obserwują na Google+. W efekcie wygląda to tak, że poczta podsuwa potencjalnych odbiorców z zasobów G+:

gmail_googleplus_integracja

W celu ochrony prywatności wszystkich zainteresowanych obwarowali to licznymi warunkami i zasadami, z których niektóre wydają się nawet sensowne. W skrócie: adres mailowy użytkownika Gmail nie będzie widoczny dla jego kontaktów z Google+, dopóki nie wyśle on do nich wiadomości. Logicznym następstwem takiej zasady jest przyjęcie, że działa to też odwrotnie: dopóki obserwowana osoba z Google+ nie odpowie na maila, nadawca nie zobaczy jej adresu mailowego.

Wywołało to spore poruszenie w sieci – komentatorzy uznali, że w ten sposób ułatwia się życie spammerom. Google ma na to odpowiedź: każdy użytkownik Gmaila może zdecydować i zaznaczyć w „Ustawieniach” konta, kto z Google+ może mu przysyłać maila. Opcji jest kilka: każdy, kręgi, kręgi rozszerzone i nikt.

 

Pytanie tylko, czy to wystarczy?

 

gmail_googleplus_ustawienia

 

 

 

Marki, które zawojowały social media w 2013 – TOP 10

Początek nowego roku, czyli koniec starego. Doskonały moment by zatrzymać się i rzucić krytyczne spojrzenie na przeszłość. Rzucanie krytycznych spojrzeń i wyciąganie wniosków (a czasem brudów) to domena licznych firm i instytucji badawczych. Liczba kolejnych mniej lub bardziej wiarygodnych zestawień i podsumowań roku 2013 rośnie proporcjonalnie do spadku zasięgu postów na Facebooku, niektóre można przemilczeć, inne przywoływać i analizować warto, jak choćby poniższe.

Starcount przyjrzał się popularności marek w mediach społecznościowych – zebrał dane z Facebooka, YouTube i innych podobnych portali, zsumował i stworzył całkiem wiarygodne TOP10. Co z niego wynika?

W dużym skrócie: sprawiedliwość nie istnieje. Do TOP10 trafiły firmy, które wyłożyły gigantyczne pieniądze na fantastyczne inwestycje, dokonywały czynów innowacyjnych, a przynajmniej imponujących, ale też marki, których największym osiągnięciem była organizacja dużej, ale dość dyskusyjnej imprezy.

W celu budowania napięcia zacznę od końca:

Miejsce 10 zajął YouTube – dość ciekawy przypadek: sukces w mediach społecznościowych odniosło medium społecznościowe w wyniku powiązań z medium społecznościowym… Czyli: w 2013 roku gwałtownie wzrosła popularność YouTube na Google+. Przypadek? Nie sądzę.

Miejsce 9 – Instagram. Cóż, wiadomo, że to właśnie tam focia z rąsi wychodzi najlepiej, że o foodporn nie wspomnę… Są powody do lubienia. O znaczeniu Instagramu najlepiej świadczy fakt, że już o nim pisaliśmy TU.

Korowód portali społecznościowych trwa, czas na Facebooka. Facebook jest najbardziej lubianą marką na Facebooku, co brzmi może dziwnie, ale trudno z tym dyskutować – miejsce ósme się należy.

Na kolejnym miejscu znalazło się MTV. Na liście największych zeszłorocznych wyczynów tej stacji wysoko plasuje się rozdanie nagród, w czasie którego Miley Cyrus pokazała na co ją stać. Mówiło się o tym na całym świecie, rzadko pozytywnie, a fanów stacji przybywało. I tak to się kręci w tym biznesie.

Miejsce 6 – Coca-Cola. Kto nie polował na puszkę czy butelkę ze swoim imieniem, „Szefową” lub „Słoneczkiem”, niechaj pierwszy rzuci kamieniem. Żadnych kamieni? „Podziel się radością” wywindowało Coca-Colę chyba we wszystkich możliwych podsumowaniach 2013. Miejmy nadzieję, że ktoś zgarnął za to stosowną premię.

Może to GoogleGlass, a może Google+? Coś na pewno przysporzyło Google fanów. Wybór inicjatyw z „Google” w nazwie jest tak duży, że nie będziemy ich oceniać, wystarczy powiedzieć – 5 miejsce.

Po piątym miejscu czas na czwarte. Nike postawiło w 2013 roku na virale z gwiazdami i to była bardzo dobra decyzja, o czym najlepiej świadczy skok popularności na YouTube.

Robi się gorąco – pierwsza trójka. Ostatnie miejsce na podium – National Geographic. Rok 2013 był dość szczególny dla NG – 125 rocznica powstania. Na YouTube na pewno są znacznie krócej, ale z przytupem. Krótko mówiąc: na pewno chodzi o koty.

Na miejscu drugim Walt Disney. Młodszych pewnie skusiły potwory z „Uniwersytetu Potwornego„, starszych natchnął może film z Tomem Hanksem, z całą pewnością fanów Disneyowi przybyło zauważalnie.

No i w końcu: Samsung Mobile – najpopularniejsza marka w mediach społecznościowych w roku 2013. Galaxy S4 i spore zmiany technologiczne przełożyły się na szalony wzrost popularności w mediach społecznościowych. Na Facebooku przekroczyli już dawno liczbę 31 mln fanów, a to tylko początek…

Na koniec przyjemny akcent graficzny, zapożyczony od Starcount:

top-brands-2013-starcount

Instagram – historia pewnego sukcesu

Instagram to taka magiczna różdżka, która każde zdjęcie potrafi zmienić w małe dzieło sztuki, a każdego posiadacza smartfona w artystę.Poniekąd.

instagram_humor

Oprócz tego niewątpliwie potrafi zmieniać ludzi z dobrym pomysłem w ludzi bardzo bogatych, powoli też pomaga zmienić Facebooka w miejsce jeszcze lepsze i jeszcze bardziej dochodowe.

Trzy lata istnienia Instagramu stały się okazją do publikacji przez We Are Social Media pięknej infografiki prezentującej, co się wydarzyło od października 2010 roku, kiedy to  został stworzony przez Kevina Systroma i Mike’a Kriegera, do teraz. Wygląda to jak szalenie estetyczne success story: po dwóch miesiącach funkcjonowania Instagram miał już milion użytkowników, 10 milionów po 11 miesiącach. Błyskawiczny wzrost popularności trwa wciąż, już pół roku temu przekroczył 150 milionów i nadal się rozwija.

Co sprawiło, że Instagram stał się najpopularniejszym portalem do dzielenia się zdjęciami? Jednocześnie ze wzrostem zainteresowania użytkowników, rosła też inwencja twórców serwisu. Nie zatrzymali się na etapie ładnych filtrów i efektów retro, dołączyli chociażby możliwość publikacji filmów, umożliwili korzystanie z serwisów właścicielom telefonów innych niż iPhone, rozwinęli społecznościową stronę zagadnienia, umożliwili zaawansowaną interakcję użytkowników.

W kwietniu 2012 roku Facebook zainwestował okrągły miliard dolarów i raczej nie żałuje tego kroku, choć kwota z lekka zaszokowała świat. Instagram miał już wtedy 30 mln użytkowników, ale był daleki od zarabiania jakichkolwiek pieniędzy – nie przewidywał jeszcze możliwości reklamowania czegokolwiek. To się oczywiście szybko zmieniło, a inwestycja Marka Zuckerberga wydaje się co najmniej uzasadniona.

Jak możemy się dowiedzieć z infografiki, za pomocą tego serwisu udostępniono już 16 miliardów zdjęć, każdego dnia pojawia się 55 milionów nowych, za którymi idzie 1,2 mld „lajków”. Co się dzieje z tymi wszystkimi zdjęciami? To już temat na zupełnie inny tekst.

 

instagram_story

 

Dorośli też siedzą na fejsie

Media społecznościowe wydają się być stworzone dla nastolatków. Facebook i inne moce piekielne znacząco się przyczyniają do obumierania „normalnych” relacji międzyludzkich, wykrzywiają biednym dzieciom kręgosłupy i odkładają się w postaci dodatkowych kilogramów. Rośnie nam pokolenie ludzi pozbawionych zainteresowań, pasji i znajomych innych niż wirtualni – grzmią specjaliści. Co na to rodzice? Być może wznoszą oczy do nieba lub szukają terapeuty – jak tylko sami oderwą się od komputera czy smartfona – przynajmniej tak to wygląda w USA.

Z badań Pew Reserach Center wynika, że 73 proc. dorosłych Amerykanów korzysta z mediów społecznościowych. Za dorosłych uznano osoby powyżej 18. roku życia, czyli również osoby, które zaprzyjaźniły się z social media jeszcze w wieku nastoletnim, nie mniej jednak – to naprawdę dużo!

Media społecznościowe niejedno mają imię, dlatego warto przyjrzeć się, jak wyglądają dane dotyczące poszczególnych portali:

social_media_users_US

Najpopularniejszym serwisem jest Facebook – tu nie ma zaskoczenia. W 2013 roku korzystało z niego 71 proc. dorosłych Amerykanów. To wzrost o 4 proc. w porównaniu do roku 2012.

Drugie miejsce zajął serwis dla profesjonalistów – Linkedln, któremu również w roku 2013 przybyło użytkowników – z 20 proc. do 22 proc.

Na trzecim miejscu jest Pinterest, z którego korzysta 21 proc. ankietowanych. Pinterest zaliczył największy wzrost – 6 proc. w ciągu roku, co sprawia, Linkedln nie powinien czuć się zbyt bezpiecznie na swojej drugiej pozycji.

Tuż za podium znalazł się Twitter – atrakcyjny dla 18 proc. dorosłych Amerykanów (wzrost o 2 proc. w porównaniu z rokiem 2012). Na miejscu ostatnim Instagram – 17 proc., ale wzrost o 4 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem – można się domyślać, ze to dopiero początek popularności tego serwisu.

Dlaczego nie ma w tym zestawieniu Google+? Bo nie. Nie został uwzględniony w kwestionariuszu – wynika z informacji udzielonych przez Pew.

Oczywiście, korzystać z mediów społecznościowych można czasem, można też i bez przerwy. Pew zbadał również tę sprawę, wyniki nie są zaskakujące.

 

 

social_media_frequency_USA

I co my tu widzimy? 63 proc. użytkowników korzysta z Facebooka codziennie, 22 proc. raz w tygodniu, pozostali sporadycznie – wynika z badań Pew.

Podobnie rozkłada się częstotliwość zaglądania na Instagramnajczęściej codziennie (57 proc. użytkowników). Odwrotnie przedstawiają się dane w przypadku Pinterestu i Linkedln – jak twierdzą użytkownicy, tam się wpada tylko od czasu do czasu. Takich deklaracji udzieliła niemal połowa ankietowanych (45 proc. użytkowników Pinterest i 52 proc. zwolenników Linkedln). W przypadku Linkedln niewielki procent codziennych odwiedzin zastanawia – czyżby był interesujący tylko dla poszukujących pracy? Statystyki Pinterest zastanawiają mniej – jeśli ktoś tam kiedyś był, wie, że to nie jest zajęcie na chwilę.

Ciekawie wyglądają dane dotyczące Twittera – charakter tego serwisu zakłada błyskawiczną wymianę skrótowych informacji, a z badania wynika, że codziennie zagląda tam mniej niż połowa użytkowników.

Dane statystyczne rzadko wywołują namiętności, te jednak budzą co najmniej zainteresowanie: który serwis za rok zajmie zaszczytne drugie miejsce? Szanse mają wszystkie, więcej niż wyrównane. Czas start!